piątek, 13 grudnia 2013

4.

Siedziałem w pokoju czekając aż Marie do mnie dołączy. Szczerze mówiąc umierałem już z głodu, a dziewczyna jak na złość nie wychodziła z pokoju. Ile można się szykować. Kurde, może jej coś się stało? Pierdole to wszystko. Wstałem i energicznie zastukałem w drzwi do jej pokoju. Chciałem jej pokazać to co lubię w Londynie, chciałem pokazać jej mój rodzinny dom, ale w tej chwili chciałem ją zabrać do restauracji do której wciąż lubiłem wracać. Uniosłem swoją dłoń i w tej samej chwili drzwi od jej sypialni otworzyły się a ja zobaczyłem piękną i młodą, uroczą kobietę. 
               - Przepraszam, że tak długo..- Marie, podniosła dłoń i poprawiła swoją kremową chustę.- Chyba nie jest tak późno..
               - Nie... w zasadzie to...- zamilkłem na moment i potarłem dłonią swój kark.- Ślicznie wyglądasz.- wydukałem po kilku sekundach ciszy. Marie na prawdę wyglądała kobieca, nawet jej pobladła twarz wydawała mi się zdrowsza, a to tylko dla tego że gościł na niej duży piękny uśmiech. 
       - Och, dziękuję za komplement.- opuściła głowę tak jakby chciała uniknąć mojego wzroku. Nie gap się Harry.. jeszcze bardziej ją speszysz... - Ty też wyglądasz dobrze..- stwierdziła pewnym głosem na co otworzyłem usta ze zdumienia- Nie patrz na mnie tak.
       - Jak?- spytałem
       - Tak jakby to moja choroba była powodem dla którego musisz mi to mówić.- dziewczyna ruszyła powolnym krokiem w stronę wyjścia.- Idziemy? 


Ona da sobie radę.. spokojnie, przecież jesteś tu z nią. Mimo to wciąż się o nią bałem, nie wiem z kąt fani wiedzieli o tym, że dziś pójdę do tej restauracji ale jak na złość było tam ich pełno. Spojrzałem na Marie. Siedziała z dłońmi zaciśniętymi w pięść, wiedziałem,  że nie czuje się dobrze i szczerze mówiąc nie widziałem sensu pójścia właśnie tam. Chciałem żeby to ona czuła się dobrze.          - Spadać!?- krzyknąłem lekko poirytowany. Po chwili usłyszałem cichy chichot. 
        - Nie wkurzaj się tak... oni po prostu chcą cię poznać- zaśmiałem się. Marie wydawała się teraz odrobinę w lepszym nastroju. Wzięła głośniej muzykę tak jakby chciała zakłócić te wszystkie wrzaski.
       - Pojedziemy gdzieś indziej- uśmiechnęła się i skinęła głową.- Tam jest naprawdę dobre jedzonko i świetny klimat.
               Tak więc byliśmy w drodze do Holmes Chapel. Jest to jedyne miejsce na ziemi w którym mogę w pełni się wyluzować, zrozumieć to wszystko co dzieje się w moim życiu. Po prostu to jedyne miejsce, które traktuję jak swoją osobistą kryjówkę. Marie już od jakiegoś czasu drzemie z głowa oparta o szybę, a ja zaczynam rozumieć, że boję się o nią. Znam ją kilka dni, kilkanaście godzin. Co się dzieje.. moje serce. Gdy spoglądam na nią widzę, że dużo szybciej zaczyna mi na niej zależeć. Próbuję się uspokoić ale nie mogę. Zaciskam dłonie mocniej na kierownicy i biorę kilka wdechów. Czuję jej głowę na moim ramieniu. A po chwili słyszę jej cichy szept.
         - Spokojnie, Harry..- jej dłoń wtapia się w moje włosy- Musisz się uspokoić.
Zwalniam i biorę jej dłoń i całuję ją tak czule jak tylko było mnie stać na to w tej chwili. Marie jak oparzona odsuwa się ode mnie i wraca na swoje miejsce. Znów spogląda za okno, a ja po prostu jej się od czasu do czasu przyglądam. 
Zaparkowałem samochód na podjeździe moich rodziców. Czekałem chwile starając się pozbierać myśli. Byłem troszkę przerażony tym faktem, że moi rodzice nie wiedzą o Marie, będą zszokowani to pewne, bo nie zawsze przedstawia się rodzinie chorą,a właściwie umierającą dziewczynę.
        - Marie..- wyszeptałem odpinając jej pas. Dziewczyna lekko poruszyła się ale za chwile znów zamknęła oczy- Kochana, jesteśmy u moich rodziców.. 
        - Co?- wydukała zaspanym głosem
        - Jesteśmy w Holmes Chapel..- dziewczyna wyprostowała się i rozejrzała dookoła.- Chodź.. 
Podałem jej dłoń, a ona nie pewnie ja chwyciła. Zakluczyłem samochód i ruszyłem w stronę wejścia wciąż nie puszczając jej dłoni. Zadzwoniłem do drzwi. Uspokój się stary.. robiłeś to kilkanaście razy.. to tylko dziewczyna i twoja rodzina.. nie to nie jest dobry pomysł. Potem poczułem dłoń Marie zaciśniętą na moim ramieniu.. uśmiechnąłem się. Więc ty też mała. 
        - Harry? - Moja mama nie kryła zdziwienia, jednak nie musiałem długo czekać na to by zaczęła piszczeć i płakać, tulić robić to wszystko co zwykle.. tak wróciłem do domu. Gdy po chwili się uspokoiła spojrzała na Marie. 
        - Dobry wieczór, jestem Marie..- uśmiechnąłem się, jest świetna, pewna siebie.. wyprzedziła mnie i sama przedstawiła się mojej mamie, jaka dziewczyna to robi? No jaka. 
         - Miło mi cię poznać, wejdźcie do środka..- moja mama spojrzała na mnie z błagalna miną- Jesteście pewnie głodni..                                    
        - Nie wiesz jak bardzo. 


Czas w rodzinnym domu zawsze płynie zbyt szybko, ledwo zdążyłem opowiedzieć im o tym jak to świetnie bawiłem się na trasie, jak to nie mogłem uwierzyć w to co zrobił Niall na scenie i to jak miałem ochotę ostatnio wrócić do domu na dłużej.. 
        - Musimy wracać..- głos mi drżał, Marie przez całą kolację dzielnie odpowiadała na ciekawe pytania moje mamy ale nie padło pytanie o jej chorobę i z tego się cieszę. 
        - Nie możecie zostać..- w oczach mojej mamy zobaczyłem szklane łzy.. - Przygotuje Wam pokój, a jutro spędzimy więcej czasu razem.. odwiedzisz starych znajomych. 
Spojrzałem na Marie a ona tylko wzruszyła ramionami. To własnie chciałem jej pokazać.. siebie. 
Siedziałem z mamą już drugą godzinę przy kuchennym stole. Pomimo późnej pory nie chciałem kłaść się spać. Marie położyłem spać jakiś czas temu. Mama wciąż o nią nie zapytała ale dobrze wiedziałem że prędzej czy później zada to pytanie. 
       - Jest dla ciebie ważna? 
       - Nie wiem, mamo..- westchnąłem- Potrzebuję jej a znam ją tak krótko
       - Ona jest chora..- te słowo znów otarły się o moje serce- To nie może być znów krótka znajomość.. ona umiera.. Harry..
       - Wiem, ale coś każe mi być blisko niej.. - podszedłem i objąłem ją całując w czoło - Nie skrzywdzę jej.- mama dotknęła mojego policzka i szepnęła tylko..
       - Mam nadzieję synku.
Po cichu wszedłem do swojego starego pokoju i spojrzałem w stronę łóżka, Marie nie spała leżała wpatrzona w sufit. W jej spojrzeniu było coś niepojącego. Musiała zobaczyć, że się przestraszyłem bo podniosła się i posłała mi skromny uśmiech. Powoli podszedłem do niej i przysiadłem na skraju łóżka. Bawiła się skrawkiem swojej koszulki.. a właściwie mojej koszulki. 

              - Dlaczego nie śpisz? Musisz odpocząć..- spojrzała na mnie a potem w stronę otwartych drzwi. Podniosłem się i pośpiesznie je zamknąłem.
              - Twoja mama raczej nie jest zadowolona.. prawda? 
              - Dlaczego tak sądzisz..- spytałem biorąc ją za rękę- Rozmawiałem z nią i niemal prosiła byśmy zostali troszkę dłużej tu..
               - Harry, ja umieram- powiedziała nie co ciszej i bez swojego uśmiechu..- Nie mogę pozwolić byś zaczął coś do mnie czuć
               - Potrzebuję twojej pomocy.-powiedziałem nagle, na co ona się uśmiechnęła się..- Chcę ci pokazać mój świat, dać ci kilak wspaniałych wspomnień, chcę żebyś poczuła się cudownie tak jak nigdy w życiu, byś zrobiła rzeczy o których nie śniłaś.. rozumiesz?
               - Rozumiem- odpowiedziała mi.
Zapadła chwila ciszy podczas, której kilka razy swoją dłonią dotknąłem jej ramienia. 
               - Ugh, to głupie.- powiedziałem na głos słowa, które miałem nadzieje pomyśleć sobie  w myślach. 
               - Co jest takie głupie?- przeczesałem dłonią włosy, czułem się skrępowany.- No mów śmiało.
               - To że mamy tak mało czasu
               - Nie znam się na tym .- odezwała się po chwili.
               - A myślisz, że ja się znam?- spytałem.
               - No nie.- powiedziała i uśmiechnęła się do mnie. 
               - Więc?.- spytałem.- Wolałbym, żebyśmy spędzili ten czas we dwoje.. tutaj.
               - Nie znamy się.- odezwała się cicho.
               - och, w takim razie pozwól mi cię poznać
               Ujęła moją dłoń i ucałowała ją.. Zaśmiała się i lekko pociągnęła mnie do siebie. Czy to ten moment w którym w końcu ja pocałuje..


Cześć. 
Jeśli jest tu ktoś to zostaw krótki komentarz. Do jutra ! : *

piątek, 6 września 2013

3.

       Odszukanie mojego telefonu w tym całym bałaganie, który zaczyna powoli rządzić tym mieszkaniem. Sama postanowiłam rozpocząć remont, który moim skromnym zdaniem nie mógł czekać dłużej i to dowodzi temu, że mam cholerny słomiany zapał, kupione pędzle, farby, paletki w ciąż leżą w rogu mojego przyszłego salonu. Wczoraj też postanowiłam kupić meble i to kolejny zły pomysł. Po pierwsze raczej meble kupuje się na samym końcu-ale taka właśnie jestem.. wszystko na raz. Po drugie wszystkie meble są to tak zwanego skręcenia, a ja przecież nawet klocek lego nie potrafiłam dobrze złożyć. Jednym miejscem, który jest już całkiem ok jest kuchnia więc tak na dobrą sprawę to w niej mogę jedynie normalnie posiedzieć. Wczoraj też zakupiłam najpotrzebniejsze rzeczy do kuchni więc dziś mogę normalnie napić się kawy. Zakupy skończyłam w sklepie AGD dlatego na moim 'łóżku', który chwilowo utracił powietrze leży nowy bielutki netbook. Udało mi się też kupić kilka prze cienionych ciuchów. Siedziałam zjadając jogurt, który smakował ohydnie po zmieszaniu ze smakiem kawy. Na dzisiejszy dzień po za malowanie nie miałam nic w planie. Ale w mojej głowie od razu pojawił się jeden dość ciekawy pomysł. Moje śniadanie składające się z kawy i jogurtu nie było tym co na dawało się najlepiej na śniadanie. Dlatego wrzuciłam do torby, którą ściśle mówiąc wczoraj zakupiłam i wyszłam z mieszkania. Jedyną knajpką jaką znałam był bar w którym pracował ten chłopak, który mi pomógł więc chodź było mi głupio, ale nie miałam czasu na poszukiwanie kolejnego baru. 
Usiadłam przy jednym ze stolików oddalonych od wejścia tak bym może trafiła na inną osobę, która by mnie obsługiwała.
               - Dzień dobry, nazywam się Nathan i będę dziś..- chłopak, podniósł na mnie oczy i przerwał, bo na jego usta wkradł się cudowny uśmiech.- Wiedziałem, że wrócisz..
               - Bo... w zasadzie to...- zamilkłam na chwilę i podrapałam się nerwowo po karku.- To jedyna knajpa, którą zdam.- wydukałam po kilku sekundach ciszy.
               - A myślałem, że tu jest najlepsza obsługa- oparł się jedną ręką o stolik a drugą wciąż trzymał notes. Jego oczy..o mój boże. - Jakie jest twoje imię..?- spytał na co otworzyłam usta ze zdumienia- No ja ci powiedziałem moje więc chyba tyle dla mnie możesz zrobić.
               - Lilly. Weźmiesz moje zamówienie, czy nie?- spytałam
               - To jak chcesz to tak.- uniosłam troszkę kartę, a gdy chciałam powiedzieć co chcę chłopak nie było.
                - Zamówienie!?- krzyknęłam lekko poirytowana
               - Naleśniki z dużą ilością czekolady. Pamiętam...- odpowiedział. Siedziałam zastanawiając się czy zadzwonić do ojca, czy wymyślić jakieś interesujące wyjaśnienie tego, że nie dojechałam do macochy. Na samą myśl o tej kobiecie poczułam gniew i wszystko co najgorsze.
               - Twoje naleśniki- uśmiechnęłam się.- Słuchaj, za pół godziny mam piętnaście minut przerwy poczekasz? Znaczy się chciałbym z tobą porozmawiać.
               Tak więc siedziałam czekając, aż Nathan zacznie swoją przerwę. Brakowało mi przyjaciół więc ta sytuacja może mi pomóc pierwsze miesiące tutaj. Upiłam łyk herbaty i przeniosłam wzrok na telewizor, który znajdował się na przeciwległej ścianie.
               - Lilly,może pójdziemy się gdzieś przejść?- zapytał gdy już usiadł naprzeciwko mnie.
               - Um, muszę?- spojrzałam na niego z błagalną miną, na co ten pokręcił tylko głową, a ja z westchnięciem ulgi usiadłam wygodniej na krześle. Powoli upijałam łyk herbaty raz za razem czekając aż on rozpocznie rozmowę. Głupia powiedź coś...
               - Jak długo tu pracujesz?- spytałam na co chłopak się uśmiechnął.- Wiesz przeniosłam się tu i myślę, że praca to kolejny punkt na liście, który no wiesz muszę wykonać.- dodałam nieco ciszej.
               - No, jakieś trzy lata- powiedział nie co ciszej i bez swojego uśmiechu. .- Miałem swój powód, ok?- zapytał na co zdała sobie sprawę, że patrzę na niego z otwartymi ustami.
               - Potrzebuję twojej pomocy.-powiedziałam nagle, na co on się uśmiechnął- Nie chodzi o pracę..
               - Rozumiem, więc?- odpowiedział mi.
               - Ugh, to głupie.- skwitowałam i zakryłam twarz dłońmi. 
               - No mów śmiało- Nathan próbował mnie swoim ciepłym głosem zachęcić do mówienia.- Może nawet ci pomogę.- powiedział błagalnie, na to się zaśmiałam.
               - Mam mieszanie i potrzebuję kogoś, kto mi pomoże przy remoncie..
               - Nie znam się na tym .- odezwał się po chwili.
               - A myślisz, że ja się znam?- spytałam.
               - No nie.- powiedział i uśmiechnął się do mnie. Zaśmiałam się i ściągnęłam mocniej gumkę na włosach, która miała jako tako utrzymać mojego kucyka.
               - Więc?.- spytałam.- Wolałabym, żeby przy remoncie pomagał mi ktoś kogo jako tako znam.
               - Nie znamy się.- odezwał się z nutą tajemniczości.
               - och, przepraszam- tym razem to ja byłam tak bardzo zmieszana, że szczerze mówiąc nie wiedziałam co dalej- Możemy po prostu sobie w czymś pomagać, nie wymagając poznawania się..
               - Ciekawe..- zastanawiał się na czymś więc i ja pozwoliłam sobie jeszcze raz sprawdzić czy dobrze robię.
               - Zgadzasz się?- zapytałam go i skrzyżowałam ręce na piersi.- Pomoc nieznajomym..
               - Tak?
               - No tak.- powiedziałam po chwili wahania.
               - To mi wystarczy.- mruknął i wyciągnął w moja stronę dłoń- Bez niepotrzebnych pytań, tylko pomoc.
               Ujęłam jego dłoń i skinęłam głową. Nie mogłam uwierzyć w to co postanowiłam zrobić. Wpuścić do mieszkania obcego faceta, który zdecydowanie coś ukrywa inaczej zgodził by się bez tej głupiej obietnicy. Gdybym była starą Lilly z pewnością dociekałabym prawdy, tym razem zamierzam zostawić jego prywatny, zamknięty na innych świat jak najdalej od siebie.

Harry's POV

               
               Siedziałem gotowy na nową burze pytań. Wiedziałem, znaczy się wiedzieliśmy-Marie i Ja, że będą pytać o nas. Wczoraj gdy razem odjechaliśmy na twitterze, ruszyła lawina pytań. Fani spekulowali, plotkowali, dyskutowali, nie wiem sam jak to nazwać po prostu pierdolili o nas cały czas. Doczekałem się nawet wiadomości od chłopaków z pytaniami. Jedynie odpisałem na nie, że wszystko gra. Po internecie ruszył filmik na którym widać jak odjeżdża bus,a ja kucam ze łzami w oczach. Na to jedynie odpowiedziałem podczas dzisiejszego wywiadu tak Po prostu już mi ich brakuje. Wczoraj spędziłem idealny wieczór. Postarałem się o to by Marie miała pokój w którym szybciej zajmował Louis, jednak i tak siedzieliśmy w wspólnym salonie i gadaliśmy. Obserwowałem to jak się uśmiecha, jak swoją dłonią szczelnie trzyma gorącą herbatę, jak mruży oczy gdy nie chce pokazać, że jest czymś zażenowana. Widziałem piękny skromny uśmiech za każdym razem gdy mówiłem jej że jest piękna. Jednak cały czas trzymała się na dystans. Zadawała pytania, ale nie zawsze oczekiwała odpowiedzi. Czasami mogłem usłyszeć to jak cichutko bierze oddech wtedy jej oczy od czasu do czasu się zamykały. Wiedziałem, że to przez chorobę. Cały czas jej głowę zdobiła chusta, ale nie miałem jej tego za złe. Wiedziałem, że to musi być dla niej trudne.
               - A więc?- zapytała Holly, dziewczyna która zastępowała Mike.
               - Więc, co?- spojrzałem na nią.
               - Czy w twoim życiu jest jakaś dziewczyna?.- spytała wgapiając we mnie te swoje dziwne oczy.
               - Um, tak.- odpowiedziałem jej po chwili.- Wiesz coś czego ja nie wiem?.
               - I co w związku z tym, że wiem- spytała.- To nie tajemnica, prawda? 
               - Jestem wolny, jeśli o to Ci chodzi..- powiedziałem uśmiechając się z wygranej, Holly wyglądała na zawiedziona taką odpowiedzią. Holly.. imię byłej dziewczyny Louisa, dziewczyny która uderzyła Julię, imię dziewczyny, która bardzo szybko zniknęła z naszego życia. Zaśmiałem się na wspomnienie dziewczyny, którą wielbił Lou. 
               - Nie chcesz się zakochać..?- głupia dziewczyna. Przecież tu nie o to chodzi. 
               - W miłości nie można wybrać osoby w której się zakochujemy, nie możemy też wybrać momentu w którym to nastąpi - Holly zapisywała coś na kartce.
               - Co z dziewczyną z którą wczoraj się pojawiłeś.. to twoja.. znajoma.
               - Następne pytanie.- odezwałem się do niej, gdy jakoś racjonalnie ubrałem myśli w słowa.
               - Ja... nie rozumiem.- odpowiedziała i wzięła łyka kawy.- Zawsze zdradzałeś coś nie coś o sobie. Fani dyskutują już na ten temat, co ty o tym powiesz
               - Tu nie ma o czym rozmawiać, to nie jest materiał na wywiad.- powiedziałem do niej, na co o mało nie zachłysnęła się kawą.
               - Harry zakochałeś się?!- zakpiła.- Jeśli tak to spoko, każdy wiedział że kiedyś to nastąpi.- wyjaśniła.- I... co teraz?- zapytała.
               - Nic.- zaśmiałem się.- Dlaczego wszystko od razu dla Was jest miłością? Ludzie przecież to nie tak wszystko się zaczyna. Kiedy będę miał coś wspólnego z osobą, na której mu zależy...- zatrzymałem swój głos na chwilę.- Po prostu to moja prywatna sprawa, jasne? Wszystko się zmieni, ale jeszcze nie wiem czy teraz.- dodałem.
               - Zdajesz sobie sprawę, że ciężko jest być z osobą chorą?- spytała.- To jest ciężkie wiem coś o tym.
               - Ale tylko dla ciebie- powiedziałem
               - W zasadzie, to dla ciebie też pewnie?- spojrzała na mnie.
               - Nie.- odparłem.
               - Jeżeli mi nie powiesz, prawdy to koniec wywiadu.- powiedziała.
               - Jasne i tak się nie przygotowałaś.- odparłem.
               - Od początku wiedziałam, że to był zły pomysł. Cześć Harry.- przerwała panującą między nami kilku minutową ciszę, a ja wstałem i wyszedłem z pomieszczenia i udałem się na korytarz. Nie zatrzymał mnie ochroniarz nawet szef radia. Nikt. Kolejny raz byłem blisko chamstwa innych ludzi. Gdy nie dostają odpowiedzi na jakieś pytanie po prostu się wkurzają. Są okropni. 
               Marie Dunks była osobą, której szczerze chciałem pomóc z wielu powodów. Jedynym z nich było to, że to zauroczyła mnie jej uśmiech i spokój ducha. Jednak to fakt, że zbliża się do śmierci sprawia, że jakaś siła przyciąga mnie to tej cudownej osoby. Ona dziewczyna, która powinna mieć całe życie przed sobą, teraz czeka na ciemność, która opanuje ja w ostatnich minutach życia. A ja? Chcę być przy niej! Rozumiecie?! Chcę widzieć, jak umiera, jak cierpi i płacze po nocach bo wie co nastąpi ale nie chce się ratować. Chcę to widzieć! Rozumiecie?! Nie widziałem płaczącej Julii, nie widziałem tego jak boryka się z myślami, dlatego Marie to jedyne wyjście, które sprawi że to zrozumiem. A co z tego będzie miała Marie? Szczerze to nie wiem, obiecałem jej że będę z nią przez ten cały czas. I będę, choćby nie wiem co będę z nią. Czy ją wykorzystam? Nie, bo przecież ona i tak nie ma przed sobą przyszłości. A każda dziewczyna chciała by ze mną spędzić ostatnie chwile życia, co nie?
               Gdy wszedłem do pokoju Marie, siedziała wpatrzona w widok, który rozchodził się na piękny widok Londynu. Moje mieszkanie było położone w centrum Londynu. Dziewczyna była oczarowana tym miejscem, a ja byłem oczarowanym tym jak za każdym razem uśmiecha się gdy pokazuję jej jakieś nowe miejsce. Za każdym razem zakrywa twarz dłonią i na chwile zamyka oczy jakby coś analizowała. Teraz siedziała zamyślona dotykając dłonią swoją jasną chustę, którą wczoraj kupiliśmy. W sumie kupiliśmy ich ponad sto, jedna chusta na jeden dzień. Chciałem jej dać nadzieje. Czy mi się udało? Mam nadzieje.
               - Cześć.- wyszeptałem gdy bylem blisko niej. Marie lekko podskoczyła. Uśmiechnąłem się na widok jej skrytego uśmiechu.
               - Nie musiałeś tego robić.- powiedziała, gdy trzymałem ją w ramionach na jednej z sof w moim salonie. Trzymanie Marie w swoich ramionach było cudownym uczuciem.
               - Szkoda, że powiedziałaś to dopiero, gdy ja to polubiłem.- zaśmiałem się, a ona dołączyła. Swoją drogą miała ładny uśmiech. Czy ja już o tym wspomniałem?
               - Harry?- zapytała.-Masz przeze mnie problemy? Ten wczorajszy wywiad w radiu..
               - Przestań nic mi nie będzie, a po za tym prosiłem cię o to byś się tym nie zamartwiała.- odpowiedziałem jej po chwili.
               - Przepraszam.- odezwała się.- To, że się pojawiłam w twoim życiu musiało nie źle namieszać w twoim życiu- dodała nieco ciszej.
               - Wiesz, na czym mi zależy?- w lekkim szoku odwróciła wzrok w moja stronę.
               - Nie, bo...- urwała na chwilę.- Nawet nie chcę wiedzieć..
               - Dobrze?.- nie mogłem uwierzyć, w to co przed chwilą powiedziała.
               - Chciałabym, ale nie mam na tyle odwagi, co ty. Pewnych rzeczy po prostu nie chcę poznać przed śmiercią.- dodała.
               - Wiesz, że nie możesz bać się życia?- spytałem ją, na co pokiwała twierdząco głową.
               - Teraz żałuję widząc jak inni się bawią. Są młodzi mają całe życie na miłość, zabawę a mi został tylko tego skrawek.- Zdjęła moją rękę ze swojego ramienia. I spojrzała na mnie
               - Chciałabyś się zakochać?- z nadzieją czekałem na to jak twierdząco pokiwa głową.- Przeżyć tydzień tak jak spędzają go zakochani? Oboje możemy poczuć jak to jest być w związku.- powiedziałem.
               - Ty... ty żartujesz. Prędzej nas zabiją.- odparła po chwili.- A poza tym nie chcę w to wszystko wchodzić głębiej. Nie chcę cierpieć, bardziej... Po prostu niech będzie tak jak jest.- dodała.- Muszę.. iść do pokoju.. do zobaczenia na..
               - Kolacji.- przerwałem jej i dokończyłem za nią. Uśmiechnęła się i wyszła.
               Jej usta, jej uśmiech, jej pobladła twarz, jej pragnienie miłości to wszystko kusiło. Nawet jeśli chciałem po prostu sprawić jej przyjemność mówiąc te słowa. Chyba, że... sam na prawdę chciałem spróbować jak to jest być w związku po tak długiej przerwie.

               

http://www.youtube.com/watch?v=7Hxod0u3Occ

Cześć. Pracowite dni w których tak naprawdę skupiłam się na przyjaciołach już za mną. Rozdział był gotowy już w poniedziałek jednak chcę Was przyzwyczaić do tego że rozdziały są tylko w weekendy.  Zaskoczeni? Raczej nie, ale mi tam to się podoba. 
Blog o Melodii został za blokowany. Za mało komentarzy. Zobaczymy jak będzie z tym. 
Komentujcie, to bd może dwa rozdziały : )




http://gojasofficialchanel.wrzuta.pl/audio/4nhOaa7vIeS/gojas_-_niewazkosc <--- najlepszy głos jaki w życiu słyszałam, najlepsze słowa. Coś innego niż ten cały szajs, który ostatnio rządzi rynkiem muzycznym <3
'Dziewczyno, znajdę Cię na Fejsie'
Zapowiada się cudowny rok szkolny xo.  

piątek, 30 sierpnia 2013

2.

Siedziałam na jednej ze szkolnych, zniszczonych ławek, które pod wpływem jakiegokolwiek ruchu niemiłosiernie skrzypiały. Nigdy nie miałam do czynienia z taką szkołą, mój ojciec nigdy nie posłałby mnie do szkoły publicznej, nawet zakazywał mi zbliżać się do jej otoczenia, jakby była złem wcielonym. Jednak w tej chwili to on nie ma ni co powiedzenia. Siedziałam rozglądając się dookoła, poniszczone ściany, poniszczone obrazy, które prezentowały plenery Anglii. Miejsce wyglądało, jak te najgorsze szkoły z filmów o slamsach i innych sprawach. Ale nie, tylko na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało źle, gdyby się przyjrzeć temu dłużej można by zrozumieć dlaczego tak jest. Szkoła ta służy uczniom ponad 60 lat, obdarzona jest mocną i ciekawą historią, którą jestem zdecydowana zgłębić w nudny jesienny czas. Chwilowo wciąż mam za dużo rzeczy do zrobienia by zacząć zajmować się sprawami drugiej a może i nawet trzeciej rangi.
               - Lilly Dallas?- wstałam posyłając uśmiech mężczyźnie, który musiał być dyrektorem tej szkoły.- Jestem Dyrektorem tej szkoły.- wyciągnął w moją stronę dłoń.- Christian Kloui. Może wejdziemy do gabinetu.?
               - Um, oczywiście Panie Dyrektorze.- odpowiedziałam mu po chwili lekko zestresowana i weszłam do pomieszczenia, które nazwał jego biurem. 
               Dyrektor Christian wyglądał na mężczyznę, który ma na karku już ponad 50 lat. Jego siwe włosy dodawały mu lat, ale zmarszczki i ogromne okulary robiły swoje. Jego głos brzmiał surowo ale czego się spodziewać po kimś kto musi bacznie pilnować porządku. Nie wiem może moje wyobrażenia o szkole publicznej są dość dziwne ale zawsze wydawało mi się, że są to szkoły w których uczą się przyszli złodzieje i mordercy wiecie o co mi chodzi. Wiem, że to błędne myślenie ale zwyczajnie w świecie nie miałam żadnych informacji, które obaliły by mój punkt myślenia. Jednak miałam nadzieje, że to ulegnie zmianie.
               - Skąd się przeniosłaś?- zapytał mnie gdy tylko zajęłam miejsce naprzeciwko jego biurka.- Masz swoją kartę szkolną?- westchnął poprawiając się na swoim skórzanym krześle. 
               - Niestety nie posiadam karty z ubiegłej szkoły- odpowiedziałam powoli zastanawiając się nad każdym słowem, które chciałam powiedzieć- Uczyłam się niedawno w jednej z Angielskiej szkoły, ale przerwałam niestety naukę na dwa lata
               - Interesujące.- wybełkotał po chwili i powiedział coś do samego siebie.- Czemu postanowiłaś wrócić do szkoły, nie zdarza się to często.- patrzył na mnie z ciekawością w oczach.
               - Muszę mieć wykształcenie by mieć szanse na przyszłość- powiedziałam prostując się i zerkając w okno, nie miałam ochotę patrzeć na niego, bo czułam ból gdy wspominałam o tym gdzie byłam przez te dwa lata. 
               - No cóż, mam nadzieje że tym razem ukończysz szkołę z maturą w dłoni- powiedział podnosząc się i wyciągając dłoń w moją stronę- Do zobaczenia za tydzień na rozpoczęciu roku szkolnego. Dostaniesz wtedy przydzielona do klasy i dostaniesz wszystkie potrzebne rzeczy.. Coś jeszcze ?
               - Nie, nie to wszystko.- powiedziałam ściskając jego dłoń- Dziękuję bardzo. 
Wyszłam ze szkoły i spojrzałam na duży szary budynek. Wszystko od kąt tu jestem układa się po mojej myśli. Mieszkanie, które wynajęłam było idealne. Nie było brzydkie, nie było w złej dzielnicy chodź potrzebowało remontu. Pierwszą noc spędziłam na materacu jednak wiedziałam, że muszę powoli zacząć kupować rzeczy i urządzać go, ale szczerze mówiąc wiedziałam, że w pierwszej kolejności muszę wymienić podłogi i pomalować ściany. A do tego będzie mi potrzebna czyjaś pomoc. Do szkoły z mojego mieszania jest jakieś dziesięć minut drogi. Więc w krótko mówiąc leżało w idealnej lokalizacji. Chwile zajęło mi odszukanie kluczy w mojej torbie. Gdy weszłam jedyne co zobaczyłam to białe ściany przedpokoju,a  gdy weszłam głębiej zobaczyłam niebieski materac w salonie. Mieszkanie było świetnie. Duże jak na mnie samą ale miałam zamiar kupić sobie szczeniaczka, albo kota byle by mieć kogoś obok siebie. Kuchnia i  łazienka była odnawiana więc w niej nie miałam zamiaru nic zmieniać, gorzej wyglądał salon i pokój, który miał mi posłużyć jako sypialnia. Zwyczajnie ściany oskubali z tapet, która szybciej gościła na tych ścianach dlatego w chwili obecnej ściany wyglądały okropnie.
               - Lilly, jesteś właśnie szczęśliwą posiadaczką mieszkania.- zaśmiałam się- Znalazłaś szkołę, po winnaś odszukać jakąś pracę.. i iść na zakupy.


 Harry's POV
               - Co szykujecie na swoją premierę?- skierował do nas pytanie prezenter radiowy. Każde z nas jakoś nie miał ochoty na dzisiejszy wywiad. Wszyscy wiedzieli, że to konieczne więc wczoraj postanowiliśmy zachowywać się tak jakby tego co się działo  na lotnisku nie miało miejsca, jednak chłopacy cały czas spoglądali na siebie 'Jakby się nie mogli odezwać, cipy.'. Głos w mojej głowie się odezwał na co się zaśmiałem- Oh, a myślałem, że to nie jest tajemnica.- prychnąłem.- Miałem nadzieje, że ujawnicie rąbka tajemnicy..
No cóż jeśli oni nie mają zamiaru się odzywać muszę znów zrobić to sam. Zaśmiałem się więc jakby to co powiedział radiowiec mnie rozbawiło poprawiłem włosy i przysunąłem się do mikrofonu, spojrzałem na Louisa i zaśmiałem się jeszcze raz. 
                - Mike, ty i ta twoja niewypalona buźka- znów się zaśmiałem na co i on się zaśmiał - To oczywiste, że nie możemy tego powiedzieć..- spojrzałem na chłopaków- Chłopacy postarali się żeby ten pomysł na premierę był no wiesz.. niezwykły
               - och, chłopacy.. czyli ty Harry nie przyczyniłeś się do tego pomysłu?
               - Powiedzmy, że średnio mi się.. podoba.- głos mi drżał ale myślałem, że nikt tego nie zauważy.
               - Harry żartuje..- odezwał się Liam na co opadłem bezwiednie na swoje krzesło- Prawda jest taka, że nie możemy powiedzieć Ci i fanom co planujemy. 
               - Co macie w planach do czasu premiery?- Zayn i Louis przybliżyli się do mikrofonów
               - Wywiady, odpoczynek- odpowiedział Zayn
               - Tak, więcej czasu z naszymi dziewczynami- powiedział Louis przybijając piątkę z Zaynem- Dość długo czekały na nasz urlop. 
               - Po za tym wypadało by odwiedzić Londyn i przyjaciół - Liam wciąż mi się bacznie przyglądał na co skinąłem na niego głową  na co on wzruszył lekko ramionami. 
               - A ty Niall jak spędzisz te dwa tygodnie? Masz syna, więc pewnie dla ciebie rozłąka jest trudniejsza niż dla wciąż wolnego Harryego.- zaśmiałem się, zabawne że w każdym wywiadzie poruszają sprawę tego, że wciąż nie mam stałej dziewczyny i że wciąż się na to nie zanosi. 
              - Tak, mój syn skończy za miesiąc trzy latka.- powiedział Horan zerkając w moją stronę- Więc te tygodnie będzie spędzał z moją żoną i synkiem. 
              - Zabawne, że ty jako jedyny stałeś się ojcem tak wcześnie.. 
              - Wczesne ojcostwo jest cudowne, chodź szczerze byłem przerażony.- zaśmiałem się wprost do mikrofonu.- Nie śmiej się Harry.- powiedział i sam się zaśmiał- Ale Chris na szczęście był grzecznym dzieckiem. No i dużą rolę też odegrała w tym wszystkim Janet, która sama przejęła obowiązki nad synem gdy ja musiałem wrócić do pracy. 
              - Harry a ty co sądzisz o miłości i rodzicielstwu..- zabrzmiał cichy dźwięk i prowadzący cicho jęknął- Już jutro na całą godzinę to nasz boski i wciąż wolny Harry przejmie naszą stację, a w tym czasie pozostali chłopacy ze zespołu będą w drodze do Londynu.. Dzięki za wszystko i do jutra. 
Siedziałem chwile na radiowym korytarzu myśląc nad tym co bym powiedział, jakich słów bym użył odpowiadając na to pytanie. Jutro zapowiada się ciężki dzień, mam nadzieje że Mike jednak oszczędzi mi trudniejszych pytań. Bo szczerze nie mam ochoty się w to bawić. Już nie. Chłopacy nic nie mówili na temat tego co powiedziałem na początku ale wiem, że fani faktycznie będą myśleć, że to żart... a to wilka szkoda. Przed budynkiem stacji wciąż pojawiało się sporo fanów, to się nie zmieniło wciąż byli z nami przez te wszystkie lata, a teraz gdy my mieliśmy ich opuścić oni w nieświadomości wciąż czekali na to by zrobić sobie z nami zdjęcie po to by powiedzieć nam, że jesteśmy dla nich wszystkim. 
             - Chodźmy do nich..- powiedziałem na tyle głośno by chłopacy to usłyszeli. Wiem, że chcieli wracać do Anglii jak najszybciej ale szczerze chciałem coś zrobić dla naszych fanów. 
             - Kurde, Harry- odezwał się Louis- Wierz, że nam się spieszy do domu..
             - Tylko tak sobie powiedziałem..- sapnąłem i wciąż stałem przy wyjściu licząc na to, że zmienia zdanie. Niall spojrzał na mnie i się uśmiechnął. Wyszliśmy na zewnątrz i nastało szaleństwo, krzyki, piski, błagania byśmy poświęcili im chwile. Spojrzałem w stronę gdzie stała dziewczyna blada z chustą na głowie, można śmiało przypuszczać, że chorowała. - Błagam was tylko chwile. 
             - Mamy samolot za pół godziny..- odezwał się Liam- Harry, wsiadaj błagam cie. 
Stałem tam patrząc na chłopaków to na tą dziewczynę. Spojrzałem na Toma, jednego z naszych ochroniarzy, który skinął tylko głową. 
             - Ja zostaję.. do zobaczenia - z busa wyskoczył Niall, który mocno mnie przytulił na co rozległy się wrzaski fanów.- Zostajesz? 
             - Wiesz, że nie mogę.. obiecałem Janet, że od razu wrócę.- Niall patrzył na mnie jeszcze przez chwile, wyjął skrawek papieru i napisał na niej parę słów- Przeczytaj, to ważne
             - To nic nie zmienia, Niall- niebieskooki nie patrzył już tak pewnie na mnie- Nadal jesteś dupkiem, który zapomniał co, a raczej kto jest najważniejsze w życiu.. 
Ruszyłem w stronę fanów, moje serce ściskał żal do chłopaków. Dlaczego się zmienili? Dlaczego oni są inni a ja wciąż jestem tym samym kolesiem. Szedłem wolnym krokiem analizując różne rzeczy, odwróciłem się i zobaczyłem jak bus z chłopakami rusza zostawiając mnie tak gdzie powinienem być prawda.. moje miejsce jest przy fanach. Stałem tak patrząc w odjeżdżającego busa. Moje serce właśnie pękło. Czy tak będzie gdy wszystko się skończy? Zostanę sam, założyłem dłonie na karku odwróciłem się do fanów, milczeli. Nie krzyczeli, wiedzieli że coś jest nie tak, kucnąłem biorąc kilka oddechów. Poczułem dłoń Toma na swoim ramieniu. Wstałem i potarłem czoło przy okazji ocierając łzę. Podszedłem to fanki, która płakała. Stanąłem na przeciwko niej i widziałem jak płacze. Chciałem coś powiedzieć, ale nie mogłem. 
            - Cześć..- usłyszałem jej głos. W dłoni trzymałem zwiniętą i już pognieciona kartkę Nialla. 
            - Cześć- odpowiedziałem.- Tom, wpuść ją. 
Fani krzyczeli, błagali by ich wpuścić, ale to nie miało sensu. Cofnąłem się o pięć kroków i czekałem aż dziewczyna do mnie podejdzie. Gdy stanęła przede mną, czułem że zwiodłem. 
            - Jak masz na imię? - spytałem łamiącym się już głosem. 
            - Nie płacz..- wyszeptała- Ja tylko umieram..- powiedziała wolno.- Mam coś przekazać Julii. Wiem to głupie ale.. 
Objąłem ją tak jak jeszcze nigdy nie obejmowałem fanki, a może tak mi się wydawało. I głośno zapłakałem. Usłyszałem jak i jej cichy płach. Obejmowałem ją i drżącą dłonią delikatnie dotknąłem tyłu jej głowy, od karku po kawałek jej chusty. A potem zakryłem twarz dłonią. Ona jako jedyna wspomniała o Julii, fani tego nie robią. Jej dłonie gładziły moje plecy tak jakby chciała mnie uspokoić. Wiedziałem, że nie powinniśmy gdzieś pójść by porozmawiać ale czułem, że to mogą być moje ostatnie chwile jako członka one direction chciałem, żebym je dobrze wspominał. Osunąłem się od niej. Kręciłem głową jakby nie mógł uwierzyć w to czego się dowiedziałem.
            - Wszystko będzie dobrze..- powiedziała patrząc mi prosto w oczy - Ludzie odchodzą, ty coś o ty wiesz, Harry. Straciłeś kogoś kto był Ci naprawdę bliski.. a właściwe dwie osoby. 
            - Ale jesteś taka młoda..- wstchnęłem - Tak mi przykro. 
            - Daj spokój przecież, nie chciałeś żebym była chora..
Stałem tam i chwile zastanawiałem się nad tym co powinienem zrobić, co powiedzieć. Płakałem znów ją przytuliłem i spojrzałem na Toma. Otarłem łzy i spojrzałem na kartkę która teraz wyglądała okropnie. Zagryzłem wargę i spojrzałem na nią. 
            - Chłopacy musieli jechać, do rodzin..- wyszeptałem łamiącym się głosem, skinęła głową- Niall dał mi to gdy powiedziałem, że nie jadę na lotnisku..- dziewczyna powiedziała 'Tak widziałam"- Dał mi to ale myślę, że ty byś chciała tą kartkę bardziej. 
Dałem jej kartkę,a  ona rozwinęła ją i otworzyła lekko usta. Miała takie piękne usta. Otarłem oczy by móc się jej lepiej przyjrzeć. Była idealna. Wyglądała na kruchą, wyglądała jak osoba którą potrzebuje opieki ale nie chce jej przyjąć. 
            - Już zawsze będziemy one direction, już zawsze będę dziękował za to że spotkałem tak cudowną osobę, już na zawsze będziemy przyjaciółmi. Twój przyjaciel Niall.- przeczytała a ja poczułem, że Niall też nie chce końca. Zespół to jedyna rzecz jaka mu została wszystkim innym zawładnęła rodzina.- Dziękuję Harry. To dla mnie dużo znaczy. 
           - Masz jakąś kartkę..- dziewczyna podała mi notes- Jak masz na imię?
           - Marie-powiedziała poprawiając chustę. Napisałem zdanie a po nim kolejne potem jeszcze jedno i podpisałem się u dołu kartki. 
           - Przeczytaj..- poleciłem. 
           - Harry, fani czekają mamy mało czasu- usłyszałem głos Toma.
           - Jestem zajęty..- Marie spojrzała na mnie na co posłałem jej uśmiech, który miał ją zachęcić do przeczytania. 
           - Kochana Marie, proszę cię o to żebyś przekazała Julie, że strasznie tęsknie, że boli mnie myśl o tym co działo się tego dnia gdy odeszła, powiedz jej że zwiodłem w wielu sprawach. Marie jeśli byś mogła to proszę powiedź jej, że ją kocham i że wszystko się zmieniło. Marie ważne jest to, żeby się nie bała, bo jestem z tobą i będę przez cały ten czas tak jak byłem z Julią. Więc gdy będziesz już blisko niej powiedź, że jej córeczka ma się dobrze. Od zawsze na zawsze twój Harry.- stała jeszcze raz analizując moje słowa- Dziękuję
          - Więc Marie, jakie masz plany?
          - Czekanie..- wyszeptała- W samotności na upadek. 
Zaprzeczyłem ruchem głowy, pomachałem do fanów i spojrzałem na Marie. 
          - Jak długie będzie to twoje czekanie? 
Wiedziała dobrze o co pytam, dlatego spojrzała gdzieś w bok a gdy znów spojrzała na mnie miała łzy w oczach wysiliła się na uśmiech. 
          - Kilka tygodni.. 
          - Masz rodzinę?- długo czekałem na odpowiedź. Marie otarła łzy i wyszeptała 'Nie'- Byłaś w Londynie, w piękny miejscach w Anglii.- zaprzeczyła- Polecisz ze mną, na dwa tygodnie do Anglii?
Dziewczyna stała wpatrzona we mnie, nic nie mówiąc. Czułem, że muszę to zrobić że to moja szansa. Nikt z nas nie wiedział, że Julia umierała przez ciąże gdy wyszło na jaw, że wybrała dziecko zamiast siebie czułem się okropnie, bo powstrzymałem jej. Nie pomogłem jej w żaden sposób, zostawiłem ją samą, wszyscy zostawiliśmy ja samą z tym problemem miała tylko Nathana. Zostawiła na tym świecie Melodii, ale żaden z nas nie wiedział gdzie ona jest, zniknęła razem z Nathanem, a nikt z nas jej nie szukał.


                                                    ___________________
Cześć, wiem przynudzałam. Ale muszę doprowadzić jakoś do ich spotkania a uwierzcie to co teraz wymyśliłam będzie miało duży wpływ na dalsze rozdziały. Dwa komentarze.. no cóż mogę mieć tylko nadzieje, że pod tym będzie dwa razy więcej.
ps. piszcie co sądzicie o nagłym przypływie wspomnień Harrego co do śmierci Julii. Wiem to blog o Lilly ale Julia, a właściwie jej śmierć to ważna część tego opowiadania tak samo jak Melodii, która zniknęła .
No to teraz do następnego.

czwartek, 29 sierpnia 2013

1.

   Byłam przerażona, tłum ludzi, głośne rozmowy, nieprzyjemne spojrzenia, zabiegani ludzie i JA. Stałam na samym środku Paryskiego lotniska, wpatrzona w tablicę odlotów próbowałam odszukać najbliższego połączenia do Londynu. Widziałam numery lotu i czas, wiedziałam że jeśli chcę zdążyć na ten lot powinnam biec kupić bilet. Ale nie mogłam. Wciąż stałam tam ściskając w dłoni nadal wyłączony telefon i starałam się przeanalizować wszystkie za i przeciw, jeśli odejdę od ojca stracę pieniądze jeśli zostanę.. nie ma takiej możliwości żeby została. Muszę zacząć żyć tak ja planowałam nie mogę pozwolić by strach mną rządził. Wyprostowałam się i powoli przymknęłam powieki pozwalając by mój oddech powoli się uspokoił, wsłuchałam się w dźwięki, które wypełniały całe lotnisko. Czy gdy otworzyłam oczy czułam się pewniej? Zdecydowanie nie, ale po raz kolejny spojrzałam na tablice i zobaczyłam, że mój lot właśnie zakończył odprawę. Poczułam ulgę. Uśmiechnęłam się do samej siebie i otuliłam się rękoma. Mocniej zacisnęłam dłonie na luźnej sukience i wypuściłam powietrze, które sama nie wiem kiedy wstrzymałam. Czułam się lepiej czując, że jeszcze mam czas by zdecydować gdzie pragnę być. Czy chcę ułożyć sobie życie w centrum Paryża czy chcę wrócić do Anglii i odszukać swoje miejsce w kraju w którym spotkało mnie chodź raz coś dobrego. Kiedy spojrzałam na rozbieganych ludzi musiałam przetrzeć oczy dłońmi.. widziałam rozmyte twarze i kształty, które zdecydowanie nie przypominały ludzkiej postury. Powoli otworzyłam oczy i otworzyłam usta ze zdumienia. Przede mną właśnie przechodził sam Zayn i Liam tuż za nim szedł roześmiany Louis, stanęli i spojrzeli na tablicę na którą jeszcze chwilę temu jak gapiłam się jak opętana. Spojrzałam w górę i starałam się odszukać najbliższy lot do Londynu. Najbliższy lot był dopiero za pół godziny więc postanowiłam pójść coś zjeść. Spojrzałam w prawo by odszukać jakiś bar, ale jedyne co zobaczyłam to bruneta, który wpatrywał się we mnie, spanikowana spojrzałam w ziemie. 
               - Czy my się przypadkiem nie znamy?- usłyszałam jego dobrze mi znany głos
               - Nie, nigdy się nie spotkaliśmy..- kłamstwo jest dobre, jeśli się kłamie dla dobra tej drugiej osoby
               - Przysięgam, że gdzieś Cię już widziałem..- wciąż wpatrywał się we mnie tak, że ja nie miałam ochoty ani sił gdziekolwiek iść.- Jesteś z Anglii?- spytał i się uśmiechnął przy tym mrużąc oczy.
               - Nie, ale kiedyś uczyłam się w jednej z Angielskich szkół- odpowiedziałam spoglądając w lewo. Pozostałych chłopaków już nie było. To dlaczego on tu cały czas był, dlaczego ze mną rozmawiał. Przecież mnie nie rozpoznał. Leki mnie zmieniły.. ja się zmieniłam.
               - Widziałem się z tobą kiedyś?.- wybełkotał przeczesując włosy dłonią.
               - N..nie.- chwila zawahania w moim głosie, a on pokręcił przecząco głową
               - Jesteś pewna.- spytał i spojrzał gdzieś w dal.
               - Wybacz, że nie jestem osoba, którą znałeś... i teraz zwyczajnie powiem Ci do widzenia.
               - Jasne.- zaśmiał się na co i ja uśmiechnęłam się.- Nie będę Ci już przeszkadzał. 
Nasze spojrzenie po raz pierwszy się skrzyżowało. A ja już otworzyłam usta by coś powiedzieć jednak szybko zrezygnowałam i odeszłam. Weszłam do pierwszej lepszej 'restauracji' i usiadłam przy najbliższym stoliku. Skłamałam, bo co miałam u powiedzieć.. 'To ja Lilly, pamiętasz mnie? Dziewczyna z którą się przespałeś, dziewczyna która próbowała się zabić.. no wiedziałam, że będziesz pamiętał dziewczynę która została zamknięta w psychiatryku..' Tak tylko tyle, że on nie miał pojęcia co się ze mną działo. Zniknęłam tak po prostu. Co on tu robi? Dlaczego prawie mnie rozpoznał, ja sama siebie nie potrafiłam już poznać. Zamówiłam ciastko z dużą ilością bitej śmietany. Już dawno nie miałam w ustach czegoś tak dobrego. Nawet nie wiedziałam jak bardzo tęskniłam za smakiem czekolady. Położyłam swojego iPhona na stolę i chwilę tworzyłam w myślach swoją listę za i przeciw. Co się stanie gdy go włączę po dwóch latach? Czy będę się cieszyć że ktoś o mnie pamiętał, a co jeśli nikt nie napisał? Co jeśli wszyscy myśleli, że na prawdę zmarłam.? Wzięłam do ust kolejny kawałek ciasta i zamknęłam na chwile oczy, próbując na spokojnie wyczuć wszystkie smaki za którymi tak bardzo tęskniłam, tofi, truskawki, czekolada.. wyliczałam w myślach.
               - Jesteś Lilly- usłyszałam stłumiony głos, otworzyłam oczy ale jedyne co zobaczyłam to bezkształtną plamę, ale jednak dobrze wiedziałam kto dosiadł się do mojego stolika. 'Spokojnie, to jeszcze nic nie znaczy.' Ponownie otworzyłam oczy i zobaczyłam chłopaka, który wpatrywał się z nadzieja wprost w moje oczy. Przełknęłam ślinę i odłożyłam łyżkę na bok talerzyka.
               - Słucham?- spytałam najbardziej obojętnym i zdziwionym głosem na jaki było mnie stać, jednak on wciąż patrzył się w moje oczy więc zmusiłam się do tego by spojrzeć za niego, jednak czułam się głupio wiec znów na niego spojrzałam i z większą pewnością w głosie zaczęłam rozmowę.- Mówiłeś, że zostawisz mnie w spokoju, chyba nie będziesz mnie nękać cały czas?.- spytałam na co on zaśmiał się i poprawił swoje włosy. Tym razem to ja zaśmiałam się. Położył dłonie na stole i spojrzał na mnie poważniej.
               - Jesteś Lilly Dallas, albo zwyczajnie mi ją przypominasz.- odezwał się po chwili.
               - Chcesz mi powiedzieć, że jestem do niej podoba.- westchnęłam po chwili.- Nie powinieneś być z chłopakami?- zapytałam z nadzieja w głosie.
               - A jak myślisz?- spytał i uśmiechnął się- Czyli mnie znasz?
               - Myślę, że tak. Dlatego wybacz Harry, ale nie chcę Cię zatrzymywać.- powiedziałam posyłając mu najszczerszy uśmiech na jaki było mnie stać w danej chwili. Wstałam, a on od razu zrobił to samo i już gdy chciałam od chodzić chwycił mnie za dłoń.
               - Możesz kłamać ile chcesz ale naprawdę wszędzie bym poznał te piękne niebieskie oczy.- powiedział,a przegryzłam swoją wargę. Spojrzałam w jego zielone oczy i westchnęłam.
               - Może po prostu mówię prawdę, ale ty próbujesz wierzyć w coś co jest nie realne.- Harry wciąż trzymał moją dłoń i raz za razem otwierał usta by coś powiedzieć jednak chyba nie wiedział co powinien odpowiedzieć. - Żegnaj, Harry. 
              - Co powiesz na to, żebyśmy się jednak kiedyś spotkali na kawę.. jak już zdecydujesz się na lot do Londynu oczywiście.- zdziwienie wkradło się na moją twarz, a usta otworzyłam mimowolnie by się usprawiedliwić zamiast tego stałam wciąż zastanawiając się co teraz powinnam powiedzieć. Przyciągnął mnie do siebie i szepnął do mojego ucha - Mam nadzieje, że to jednak ty. 



               Do moich uszu dobiegł dźwięk, który poprzedzał nadchodzące informacje o zmianach lotu. Siedziałem z chłopakami dobrą godzinę zastanawiając się czy powinienem odszukać tą dziewczynę. Może miała rację, może nie była nią ale coś kazało mi się trzymać blisko niej. Jakaś mała iskierka potocznie nazywana nadzieją. 
               - Wszystko dobrze?.- usłyszałem głos swojego najlepszego przyjaciela, ale czy mogę wybrać jednego? Kiedyś powiedziałbym, że nie ale Louis zawsze jest i zawsze będzie prawda? Bo gdy wszystko się skończy on nie odejdzie. Ale zresztą skąd to wszystko mogę wiedzieć.
               - Będziesz moim przyjacielem, co nie?.- Louis wydawał się być naprawdę zmieszany.
               - Ale Harry....- odezwał się i potarł swoje czoło.
               - Czyli jak się skończy zespół..-szepnąłem tak by nikt inny nie usłyszał- Skończy się wszystko inne? Nasze przyjaźnie, wszystko stracimy i będziemy się starać zapomnieć o tych latach?
               - Harry, mamy dość już twojego zachowania.- powiedział na co moje serce zabiło mocniej by po chwile nie czułem jak bije.- Zachowujesz się dziwnie.- warknął, na co nie zareagowałem. - Wszystko będzie takie jak teraz.. zawsze będziemy razem.. ty i ja..- wyszeptał tak cicho nie patrząc w moje oczy. Wiedziałem, że kłamał ale nie miałem mu tego za złe. Robił to dla mnie.
               - Louis.- westchnąłem przeczesując swoje włosy- Dobrze wiemy, że teraz jest do dupy
               - Stwierdzasz fakt?.- wymamrotał, krótkie pytanie.- Musisz przestać zachowywać się jak palant, myślisz że mam ochotę co noc balować w klubie z tobą?.- Wysyczał do mnie, gdy ja prawiłem się na siedzeniu tak by nie widział całej mojej twarzy- Słuchasz mnie?!- Zapytał, gdy nie reagowałem na jego słowa.
               - Ta.- Wymamrotałem i zacząłem bawić się dłońmi.
               - Jesteś zły? Nie chciałem by to tak zabrzmiało.-w jego głosie dało się usłyszeć żal, smutek..
               - Przecież wiesz, że nie.- wymamrotałem i spojrzałem na niego. Wiedziałem, że mam w oczach łzy..chciałem żeby widział, że właśnie mnie zranił. 'Harry, hejterzy zawsze będą ranić, ale ja zawsze będę z tobą i nigdy nie przywołam do twoich oczu łez.. obiecuję..'
               - Po prostu się zmieniłem.- powiedział na co lekko się zaśmiałem.- Mam Eleanor, chcę być ojcem.. dobrym ojcem, nie jestem nastolatkiem. Już nie jestem taki jak dawniej.. ok? 
               - Ciekawe dlaczego nagle straciłem dla ciebie znaczenie, dlaczego nagle zapomniałeś..- Louis patrzył na mnie ze zdziwieniem w oczach- Harry obiecuję nigdy nie przywołam do twoich oczu łez..- naśladowałem jego głos a on przejechał dłonią po włosach.- Zaczynam wątpić w to czy kiedykolwiek Ci na mnie zależało.. 
Powiedziałem chwytając torbę i wstając z miejsca. Spojrzałem na pozostałych nie rozmawiali.. siedzieli w telefonach, wysyłając esemesy do swoich dziewczyn, narzeczonych, żon. Machnąłem do nich ale wątpiłem czy to zauważą. Po prostu byli zaślepieni. Czym? Miłością. Ruszyłem w stronę naszego ochroniarza. Gdy usłyszałem głos Louisa.
               - Znów to robisz..- powiedział nieco głośniej więc kilka osób spojrzało na nas.
               - Ja, co ja takiego robię?!.- powiedziałem nieco unosząc głos.
               - Chcesz być najważniejszy.. nie umiesz mnie zrozumieć..- wyliczał a ja po prostu stałem..
               - Naprawdę?- zapytałem z kpiną.
               - Tak- warknął.- I wiesz co?
               - No co niby?- Prychnąłem.
               - Cieszę się że to koniec, Harry.- powiedział po chwili i stał chyba sam szokowanym tym co właśnie powiedział. - Starałem się, ok? Próbowałem być jak brat, ale ty musiałeś wszystko spieprzyć, Harry! Zniszczyłeś cały zespół..- powiedział ciszej cofając się troszkę. Przełknąłem ślinę, powstrzymując łzy.
               - Ja?!- spytałem- Jak niby zniszczyłem coś, co zrujnowało się gdy tylko Julia odeszła..- tak powiedziałem jej imię.. nawet nie zauważyłem kiedy pozostali znaleźli się obok Louisa. Nikt nie wspomniał o Julii, nawet ja jej najbliższy 'kuzyn' nie mówiłem nic bo za każdym razem nastawały ciche dni. Teraz jednak to zrobiłem. Czekałem aż coś powiedzą jednak oni stali tak po prostu ze smutnymi wyrazami twarzy. Patrzyli na mnie ze złością? Smutkiem? Nie wiem, ale nie czułem się dobrze widząc jak moi przyjaciele mnie odtrącają. 
              - Harry...- w końcu odezwał się Niall. Czułem, że on jaki jedyny będzie stał po mojej stronie, że on jako jedyny wciąż pamięta o niej. - Poznałeś ją z nami..- powiedział na co założyłem ręce za kar odwróciłem się do nich plecami.. 
              - Że niby teraz to było coś złego? A jak się z nią całowałeś, spotykałeś, jak złamałeś z jej serce to wszystko było dobrze tak..?!- warknąłem lekko go pchając do tyłu.
              - Harry..- usłyszałem głos Liama - Wracaj. 
 Odwróciłem się do nich i podszedłem do nich na tyle blisko by tylko oni usłyszeli to co miałem im do powiedzenia. Zacisnąłem dłonie w pięść i zagryzłem wargę i spojrzałem na nich po kolei. 
             - Mam Was już w dupie, męskie dziwki.- miałem ochotę napluć im w twarz za to co powiedzieli o Julii. Zamiast tego podszedłem jeszcze bliżej - Mam nadzieje, że prędzej czy później się opamiętacie.. Oby nie było za późno.. 
 
 

               Siedziałam czekając na swoją odprawę, która miała się rozpocząć za dobre dwadzieścia minut. W dłoni trzymałam swój telefon i bilet. Wciąż nie wiedziałam czy chcę go włączać. Nie czułam się pewnie, bo zwyczajnie bałam się że spotka mnie zawód.. albo coś z tym związanego. Chciałam móc na pisać do dawnych znajomych, przyjaciół.. po to by powiedzieć im, że wracam do Londynu, ale co jeśli mój ojciec założył tam lokalizator? Co jeśli będzie sprawdzał gdzie wypłacam pieniądze z jego karty. W tej chwili wiedział, że kupiłam ciacho i bilet, co jeśli faktycznie chce mieć cały czas pod kontrolą. Włączyłam go. Od razu rozległ się dźwięk połączenia. Numer prywatny. Wstrzymałam na chwile oddech by potem powoli odebrać. 
               - Halo?- spytałam, spokojnym głosem.
               - Gdzie ty jesteś?! Czekamy na ciebie z ojcem w Szwecji, łap najszybszy lot i przylatuj do nas, rozumiemy się!- krzyknęła kobieta do telefonu.
               - Przepraszam, ale nie rozumiem. Kim pani jest?.-spytałam wstając i udając się na odprawę.
               - Jestem twoją macochą, kochanie.- w jej głosie dało się wyczuć jad.
               - Słucham?- nie wiedziałam co powiedzieć. Mój ojciec się ożenił.. po raz drugi. Dlaczego?
               - Jestem żoną twojego ojca.- odpowiedziała po chwili namysłu
               - A bądź sobie kim chcesz...- podeszłam podając obsłudze bilet, a po chwile udałam się w drugą stronę, by odbyć drugą część odprawy.
               - Świetnie.- powiedziała swoim piskliwym głosem
               - Oh, ale nie rozkazuj mi co mam robić- powiedziałam ustawiając się w kolejce.
               - Mam rozumieć, że przyjedziesz.- westchnęłam ściskając mocniej dłonie. Jak ona może myśleć, że chcę przyjechać do osoby której nie znam. Osoby która już na początku rozmowy wydarła się na mnie jak nikt inny- Ojciec nie byłby zadowolony gdyby dowiedział się, że nie chciałaś przyjechać do mnie na zakupy..- prychnęłam, przekładając telefon do drugiej ręki - Ojciec jest w interesach w Hiszpanii, nie chciałabyś mu przeszkadzać prawda.?
Jedno było pewne muszę od razu po przylocie do Londynu wypłacić całą kasę z konta. Ale przedtem może zadzwonię do ojca, ostatnie co jest mi potrzebne to to by nasłał na mnie policje. Wypłacenie kasy bez jego zgody było by okropnym posunięciem.
               - Przylecę jutro po południo- warknęłam do niej, na co usłyszałam w odwecie cichy śmiech. 
               - Wiedziałam, że będzie dobrze. Do zobaczenia, córko.
Rozłączyłam się, jak ona śmiałą nazwać mnie swoją córką, przecież nawet mnie nie zna, nie wie kim jestem. A co gorszę ja jej nie znam. Pierwsze wrażenie co do mojej mamusi... nadęta baba, która leci tylko na kasę.


              Czekałem aż w końcu samolot wzbije się w powietrze. Leciałem tak gdzie chciałem być. Do Londynu, do Anglii to mojego domu. Do rodziców, do tego co było. Nie wiem gdzie chcieli być chłopacy ale ja chcę być tam gdzie to wszystko się zaczęło. Miejsce obok Louisa to zawsze miejsce, które chciałem zajmować. Zawsze chciałem być najbliżej niego. Podczas każdego wywiadu gdy był dalej ode mnie nie czułem się pewnie. Byłem jak dziecko, które potrzebowało jasnego światła, mocnej dłoni która miała by prowadzić ją po tym dziwnym świecie. Ale teraz, czułem się tak jakby był cały czas oceniany. Te spojrzenia, które udało mi się złapać od chłopaków.. bolały. Czy oni mieli rację? Czy rzeczywiście zniszczyłem to? 
               - Siema Harry!- przywitał mnie z uśmiechem na twarzy. Nikt inny jak Ed. Go jedynego w tej ponurej chwili mogłem nazwać przyjacielem. On też dorósł ale w odróżnieniu od Louisa wciąż o mnie dbał.
                - Cześć Ed.- odpowiedziałem mu z uśmiechem, przybijając z nim niezgrabną piątkę
               - Co jest?- zapytał.- Wiem nie moja sprawa, ale wiesz, wypada zapytać.- puścił mi oczko i bacznie przyglądał się chłopakom.
               - Nie chcesz wiedzieć..- powiedziałem spoglądając na Louisa.
               - Nie powiesz mi?- prychnął.- Nie ma mowy, jestem twoim przyjacielem od dawna.- Dodał.
               - Po prostu dorośli.- mruknąłem cicho.
               - Zamknij się.- Warknął Louis zamykając oczy. Miałem nadzieje, że to co powiedział Ed i to co powiedziałem ja chodź troszkę go zaboli. Chciałem mu pokazać, że mam innych przyjaciół którzy nie ważne co do wieku zawsze chcą mnie zrozumieć i pomóc.
               - Ekhem.- usłyszałem ciche chrząknięcie.- Pójdę już lepiej, bo humory to macie jak na stypie.- powiedział do mnie.- Spotkamy się w Londynie.- dodał, na co uśmiechnąłem się i skinąłem głową.
               - Jesteś głupi.- usłyszałem głos Louisa.- Teraz mnie odtrącasz?.-dodał i spojrzał na mnie swoimi oczami w których zawsze dało się wszystko wyczytać.
               - Daj spokój, Lou.- powiedziałem.- Przez wszystkie te lata nie powiedziałeś do mnie złego słowa a dziś robisz to któryś raz z kolei..
               - Bo się zachowujesz jak gówniarz.- prychnął patrząc mi prosto w oczy.
               - Ja bynajmniej nie zwalam całej winy za popsucie relacji w zespole na osobę dzięki, której cały zespół powstał.- odezwałem się po chwili
               - Zabawne.- powiedziała.- Ale nikt nie powiedział, że dzięki tobie powstał.
               - Nie mówię o sobie, dupo- uniosłem lekko głos.- Mówiłem o Julii.



              Czekanie w banu aż w końcu zostaną mi wypłacone pieniądze było najdłuższą chwilą w moim życiu. Tak się mówi prawda? Rozmowa z ojcem dała mi do myślenia. Pozwolił mi z robić z tymi tysiącami co chcę. Ja sama wiedziałam co chcę zrobić. Odszukać jakieś miasto, wynająć mieszkanie, ukończyć szkołę. Powrót do Liceum będzie trudny. Ostatnia klasa, a co potem? Chwiliowy plan był dobry. Siedziałam w jednym z banków w mieście High Wycombe w hrabstwie Buckinghamshire. Jeśli na prawdę jutro będę chciała polecieć na spotkanie z macochą powinnam dziś załatwić wszystkie pozostałe sprawy. Pracownik banku przyniósł mi papiery do podpisania na której było podane jakiej wielkości jest kwota, którą chcę wypłacić. Ponad 50 tysięcy funtów. Wstrzymałam oddech. Co zrobię z taką kwotę pieniędzy. Przecież nie będę trzymać ich w domu.
               - Oh, przepraszam, ale zmieniłam zdanie.-powiedziałam odsuwając od siebie dokument - Chciałabym założyć konto..
               - Oczywiście.- facet mruknął i podał mi inny dokument - Proszę tu podpisać.
               - Mogę używać karty płatniczej?- spytałam na co pracownik banku posłał mi uśmiech
               - Po kartę proszę się zgłosić do okienka - dodał, na co odwróciłam się w stronę w którą wskazywał.
               - Tak, dziękuję.- Mruknąłem.
 Szłam ulicami miasta, którego nie znałam. Szukając mieszania, coraz bardziej zastanawiałam się nad tym czy nie wrócić do Londynu. Kupiłam gazetę w nadziei, że znajdę jakieś ogłoszenia. Mogłabym kupić cały dom ale nie mam ochoty mieszkać sama w dużym, pustym domu. Po za tym dobrze wiem, że prędzej czy później to pięćdziesiąt tysięcy zniknie, dlatego ważne jest bym znalazła prace.
               - Szukasz mieszania?- przede mną stał młody chłopak, który pracował w barze jako kelner- Dwie przecznice stąd jest mieszkanie do wynajęcia.- powiedział.
               - Och, dzięki.- odpowiedziałam nieco zmieszana
               - Spoko, jak chcesz pójdę tam z tobą- powiedział spokojnie zapisując coś na kartce.- Dwa pokoje, kuchnia, balkon, łazienka.. w dobrej dzielnicy..  trzymaj- podał mi kartkę z numerem telefonu- To numer do agencji nieruchomości zadzwoń i powiedź, że interesuje Cię to mieszanie.
               - Dzięki, z nieba mi spadłeś.- odezwałam się ze sztucznym entuzjazmem.
               - Mi jest miło to słyszeć.- powiedział uśmiechając się do mnie.
               - Chcesz przyjąć ode mnie zamówienie?- zapytałam przeglądając kartę.-Naleśniki z dużą ilością czekolady, do tego słodka herbata.. musi być naprawdę słodka.. ok?
               - Będziesz chodziła do publicznej czy prywatnej szkoły.- odezwał się po chwili podchodząc bliżej.- Ja chodzę do publicznej, ale to naprawdę spoko miejsce.. chodź wiesz nie liczy, że spotkasz tam męża z kupą kasy.
               - Niestety nie szukam męża.- odpowiedziałam lekko zmieszana. Chłopak zaśmiał się na co i ja się uśmiechnęłam- Jeszcze nie wiem do jakiej szkoły się zapiszę.
               - Sądzę jednak, że jest to możliwe.- odezwał się po chwili wciąż z uśmiechem.- No wiesz, że pójdziesz do mojej szkoły.- wyszeptał
               - Możesz jedynie liczyć na to, że od czasu do czasu będziesz przynosił mi do stolika naleśniki..
Chłopak zaśmiał się i odszedł zostawiając mnie w ciszy. Długo nie czekałam, wybrałam numer i umówiłam się na podpisanie umowy.. wiem nawet nie widziałam mieszania ale im gorsze będzie tym lepiej. Ojciec z macochą nie odnajdą mnie za żadne pieniądze. 


Cześć. No to za nami pierwszy rozdział. Wiem, że jest dość chaotyczny ale to do Was należy ocena go. Czekam na jakieś komentarze ale w między czasie zaczynam pisać rozdział 2.
Pozdrawiam Marta.