czwartek, 29 sierpnia 2013

1.

   Byłam przerażona, tłum ludzi, głośne rozmowy, nieprzyjemne spojrzenia, zabiegani ludzie i JA. Stałam na samym środku Paryskiego lotniska, wpatrzona w tablicę odlotów próbowałam odszukać najbliższego połączenia do Londynu. Widziałam numery lotu i czas, wiedziałam że jeśli chcę zdążyć na ten lot powinnam biec kupić bilet. Ale nie mogłam. Wciąż stałam tam ściskając w dłoni nadal wyłączony telefon i starałam się przeanalizować wszystkie za i przeciw, jeśli odejdę od ojca stracę pieniądze jeśli zostanę.. nie ma takiej możliwości żeby została. Muszę zacząć żyć tak ja planowałam nie mogę pozwolić by strach mną rządził. Wyprostowałam się i powoli przymknęłam powieki pozwalając by mój oddech powoli się uspokoił, wsłuchałam się w dźwięki, które wypełniały całe lotnisko. Czy gdy otworzyłam oczy czułam się pewniej? Zdecydowanie nie, ale po raz kolejny spojrzałam na tablice i zobaczyłam, że mój lot właśnie zakończył odprawę. Poczułam ulgę. Uśmiechnęłam się do samej siebie i otuliłam się rękoma. Mocniej zacisnęłam dłonie na luźnej sukience i wypuściłam powietrze, które sama nie wiem kiedy wstrzymałam. Czułam się lepiej czując, że jeszcze mam czas by zdecydować gdzie pragnę być. Czy chcę ułożyć sobie życie w centrum Paryża czy chcę wrócić do Anglii i odszukać swoje miejsce w kraju w którym spotkało mnie chodź raz coś dobrego. Kiedy spojrzałam na rozbieganych ludzi musiałam przetrzeć oczy dłońmi.. widziałam rozmyte twarze i kształty, które zdecydowanie nie przypominały ludzkiej postury. Powoli otworzyłam oczy i otworzyłam usta ze zdumienia. Przede mną właśnie przechodził sam Zayn i Liam tuż za nim szedł roześmiany Louis, stanęli i spojrzeli na tablicę na którą jeszcze chwilę temu jak gapiłam się jak opętana. Spojrzałam w górę i starałam się odszukać najbliższy lot do Londynu. Najbliższy lot był dopiero za pół godziny więc postanowiłam pójść coś zjeść. Spojrzałam w prawo by odszukać jakiś bar, ale jedyne co zobaczyłam to bruneta, który wpatrywał się we mnie, spanikowana spojrzałam w ziemie. 
               - Czy my się przypadkiem nie znamy?- usłyszałam jego dobrze mi znany głos
               - Nie, nigdy się nie spotkaliśmy..- kłamstwo jest dobre, jeśli się kłamie dla dobra tej drugiej osoby
               - Przysięgam, że gdzieś Cię już widziałem..- wciąż wpatrywał się we mnie tak, że ja nie miałam ochoty ani sił gdziekolwiek iść.- Jesteś z Anglii?- spytał i się uśmiechnął przy tym mrużąc oczy.
               - Nie, ale kiedyś uczyłam się w jednej z Angielskich szkół- odpowiedziałam spoglądając w lewo. Pozostałych chłopaków już nie było. To dlaczego on tu cały czas był, dlaczego ze mną rozmawiał. Przecież mnie nie rozpoznał. Leki mnie zmieniły.. ja się zmieniłam.
               - Widziałem się z tobą kiedyś?.- wybełkotał przeczesując włosy dłonią.
               - N..nie.- chwila zawahania w moim głosie, a on pokręcił przecząco głową
               - Jesteś pewna.- spytał i spojrzał gdzieś w dal.
               - Wybacz, że nie jestem osoba, którą znałeś... i teraz zwyczajnie powiem Ci do widzenia.
               - Jasne.- zaśmiał się na co i ja uśmiechnęłam się.- Nie będę Ci już przeszkadzał. 
Nasze spojrzenie po raz pierwszy się skrzyżowało. A ja już otworzyłam usta by coś powiedzieć jednak szybko zrezygnowałam i odeszłam. Weszłam do pierwszej lepszej 'restauracji' i usiadłam przy najbliższym stoliku. Skłamałam, bo co miałam u powiedzieć.. 'To ja Lilly, pamiętasz mnie? Dziewczyna z którą się przespałeś, dziewczyna która próbowała się zabić.. no wiedziałam, że będziesz pamiętał dziewczynę która została zamknięta w psychiatryku..' Tak tylko tyle, że on nie miał pojęcia co się ze mną działo. Zniknęłam tak po prostu. Co on tu robi? Dlaczego prawie mnie rozpoznał, ja sama siebie nie potrafiłam już poznać. Zamówiłam ciastko z dużą ilością bitej śmietany. Już dawno nie miałam w ustach czegoś tak dobrego. Nawet nie wiedziałam jak bardzo tęskniłam za smakiem czekolady. Położyłam swojego iPhona na stolę i chwilę tworzyłam w myślach swoją listę za i przeciw. Co się stanie gdy go włączę po dwóch latach? Czy będę się cieszyć że ktoś o mnie pamiętał, a co jeśli nikt nie napisał? Co jeśli wszyscy myśleli, że na prawdę zmarłam.? Wzięłam do ust kolejny kawałek ciasta i zamknęłam na chwile oczy, próbując na spokojnie wyczuć wszystkie smaki za którymi tak bardzo tęskniłam, tofi, truskawki, czekolada.. wyliczałam w myślach.
               - Jesteś Lilly- usłyszałam stłumiony głos, otworzyłam oczy ale jedyne co zobaczyłam to bezkształtną plamę, ale jednak dobrze wiedziałam kto dosiadł się do mojego stolika. 'Spokojnie, to jeszcze nic nie znaczy.' Ponownie otworzyłam oczy i zobaczyłam chłopaka, który wpatrywał się z nadzieja wprost w moje oczy. Przełknęłam ślinę i odłożyłam łyżkę na bok talerzyka.
               - Słucham?- spytałam najbardziej obojętnym i zdziwionym głosem na jaki było mnie stać, jednak on wciąż patrzył się w moje oczy więc zmusiłam się do tego by spojrzeć za niego, jednak czułam się głupio wiec znów na niego spojrzałam i z większą pewnością w głosie zaczęłam rozmowę.- Mówiłeś, że zostawisz mnie w spokoju, chyba nie będziesz mnie nękać cały czas?.- spytałam na co on zaśmiał się i poprawił swoje włosy. Tym razem to ja zaśmiałam się. Położył dłonie na stole i spojrzał na mnie poważniej.
               - Jesteś Lilly Dallas, albo zwyczajnie mi ją przypominasz.- odezwał się po chwili.
               - Chcesz mi powiedzieć, że jestem do niej podoba.- westchnęłam po chwili.- Nie powinieneś być z chłopakami?- zapytałam z nadzieja w głosie.
               - A jak myślisz?- spytał i uśmiechnął się- Czyli mnie znasz?
               - Myślę, że tak. Dlatego wybacz Harry, ale nie chcę Cię zatrzymywać.- powiedziałam posyłając mu najszczerszy uśmiech na jaki było mnie stać w danej chwili. Wstałam, a on od razu zrobił to samo i już gdy chciałam od chodzić chwycił mnie za dłoń.
               - Możesz kłamać ile chcesz ale naprawdę wszędzie bym poznał te piękne niebieskie oczy.- powiedział,a przegryzłam swoją wargę. Spojrzałam w jego zielone oczy i westchnęłam.
               - Może po prostu mówię prawdę, ale ty próbujesz wierzyć w coś co jest nie realne.- Harry wciąż trzymał moją dłoń i raz za razem otwierał usta by coś powiedzieć jednak chyba nie wiedział co powinien odpowiedzieć. - Żegnaj, Harry. 
              - Co powiesz na to, żebyśmy się jednak kiedyś spotkali na kawę.. jak już zdecydujesz się na lot do Londynu oczywiście.- zdziwienie wkradło się na moją twarz, a usta otworzyłam mimowolnie by się usprawiedliwić zamiast tego stałam wciąż zastanawiając się co teraz powinnam powiedzieć. Przyciągnął mnie do siebie i szepnął do mojego ucha - Mam nadzieje, że to jednak ty. 



               Do moich uszu dobiegł dźwięk, który poprzedzał nadchodzące informacje o zmianach lotu. Siedziałem z chłopakami dobrą godzinę zastanawiając się czy powinienem odszukać tą dziewczynę. Może miała rację, może nie była nią ale coś kazało mi się trzymać blisko niej. Jakaś mała iskierka potocznie nazywana nadzieją. 
               - Wszystko dobrze?.- usłyszałem głos swojego najlepszego przyjaciela, ale czy mogę wybrać jednego? Kiedyś powiedziałbym, że nie ale Louis zawsze jest i zawsze będzie prawda? Bo gdy wszystko się skończy on nie odejdzie. Ale zresztą skąd to wszystko mogę wiedzieć.
               - Będziesz moim przyjacielem, co nie?.- Louis wydawał się być naprawdę zmieszany.
               - Ale Harry....- odezwał się i potarł swoje czoło.
               - Czyli jak się skończy zespół..-szepnąłem tak by nikt inny nie usłyszał- Skończy się wszystko inne? Nasze przyjaźnie, wszystko stracimy i będziemy się starać zapomnieć o tych latach?
               - Harry, mamy dość już twojego zachowania.- powiedział na co moje serce zabiło mocniej by po chwile nie czułem jak bije.- Zachowujesz się dziwnie.- warknął, na co nie zareagowałem. - Wszystko będzie takie jak teraz.. zawsze będziemy razem.. ty i ja..- wyszeptał tak cicho nie patrząc w moje oczy. Wiedziałem, że kłamał ale nie miałem mu tego za złe. Robił to dla mnie.
               - Louis.- westchnąłem przeczesując swoje włosy- Dobrze wiemy, że teraz jest do dupy
               - Stwierdzasz fakt?.- wymamrotał, krótkie pytanie.- Musisz przestać zachowywać się jak palant, myślisz że mam ochotę co noc balować w klubie z tobą?.- Wysyczał do mnie, gdy ja prawiłem się na siedzeniu tak by nie widział całej mojej twarzy- Słuchasz mnie?!- Zapytał, gdy nie reagowałem na jego słowa.
               - Ta.- Wymamrotałem i zacząłem bawić się dłońmi.
               - Jesteś zły? Nie chciałem by to tak zabrzmiało.-w jego głosie dało się usłyszeć żal, smutek..
               - Przecież wiesz, że nie.- wymamrotałem i spojrzałem na niego. Wiedziałem, że mam w oczach łzy..chciałem żeby widział, że właśnie mnie zranił. 'Harry, hejterzy zawsze będą ranić, ale ja zawsze będę z tobą i nigdy nie przywołam do twoich oczu łez.. obiecuję..'
               - Po prostu się zmieniłem.- powiedział na co lekko się zaśmiałem.- Mam Eleanor, chcę być ojcem.. dobrym ojcem, nie jestem nastolatkiem. Już nie jestem taki jak dawniej.. ok? 
               - Ciekawe dlaczego nagle straciłem dla ciebie znaczenie, dlaczego nagle zapomniałeś..- Louis patrzył na mnie ze zdziwieniem w oczach- Harry obiecuję nigdy nie przywołam do twoich oczu łez..- naśladowałem jego głos a on przejechał dłonią po włosach.- Zaczynam wątpić w to czy kiedykolwiek Ci na mnie zależało.. 
Powiedziałem chwytając torbę i wstając z miejsca. Spojrzałem na pozostałych nie rozmawiali.. siedzieli w telefonach, wysyłając esemesy do swoich dziewczyn, narzeczonych, żon. Machnąłem do nich ale wątpiłem czy to zauważą. Po prostu byli zaślepieni. Czym? Miłością. Ruszyłem w stronę naszego ochroniarza. Gdy usłyszałem głos Louisa.
               - Znów to robisz..- powiedział nieco głośniej więc kilka osób spojrzało na nas.
               - Ja, co ja takiego robię?!.- powiedziałem nieco unosząc głos.
               - Chcesz być najważniejszy.. nie umiesz mnie zrozumieć..- wyliczał a ja po prostu stałem..
               - Naprawdę?- zapytałem z kpiną.
               - Tak- warknął.- I wiesz co?
               - No co niby?- Prychnąłem.
               - Cieszę się że to koniec, Harry.- powiedział po chwili i stał chyba sam szokowanym tym co właśnie powiedział. - Starałem się, ok? Próbowałem być jak brat, ale ty musiałeś wszystko spieprzyć, Harry! Zniszczyłeś cały zespół..- powiedział ciszej cofając się troszkę. Przełknąłem ślinę, powstrzymując łzy.
               - Ja?!- spytałem- Jak niby zniszczyłem coś, co zrujnowało się gdy tylko Julia odeszła..- tak powiedziałem jej imię.. nawet nie zauważyłem kiedy pozostali znaleźli się obok Louisa. Nikt nie wspomniał o Julii, nawet ja jej najbliższy 'kuzyn' nie mówiłem nic bo za każdym razem nastawały ciche dni. Teraz jednak to zrobiłem. Czekałem aż coś powiedzą jednak oni stali tak po prostu ze smutnymi wyrazami twarzy. Patrzyli na mnie ze złością? Smutkiem? Nie wiem, ale nie czułem się dobrze widząc jak moi przyjaciele mnie odtrącają. 
              - Harry...- w końcu odezwał się Niall. Czułem, że on jaki jedyny będzie stał po mojej stronie, że on jako jedyny wciąż pamięta o niej. - Poznałeś ją z nami..- powiedział na co założyłem ręce za kar odwróciłem się do nich plecami.. 
              - Że niby teraz to było coś złego? A jak się z nią całowałeś, spotykałeś, jak złamałeś z jej serce to wszystko było dobrze tak..?!- warknąłem lekko go pchając do tyłu.
              - Harry..- usłyszałem głos Liama - Wracaj. 
 Odwróciłem się do nich i podszedłem do nich na tyle blisko by tylko oni usłyszeli to co miałem im do powiedzenia. Zacisnąłem dłonie w pięść i zagryzłem wargę i spojrzałem na nich po kolei. 
             - Mam Was już w dupie, męskie dziwki.- miałem ochotę napluć im w twarz za to co powiedzieli o Julii. Zamiast tego podszedłem jeszcze bliżej - Mam nadzieje, że prędzej czy później się opamiętacie.. Oby nie było za późno.. 
 
 

               Siedziałam czekając na swoją odprawę, która miała się rozpocząć za dobre dwadzieścia minut. W dłoni trzymałam swój telefon i bilet. Wciąż nie wiedziałam czy chcę go włączać. Nie czułam się pewnie, bo zwyczajnie bałam się że spotka mnie zawód.. albo coś z tym związanego. Chciałam móc na pisać do dawnych znajomych, przyjaciół.. po to by powiedzieć im, że wracam do Londynu, ale co jeśli mój ojciec założył tam lokalizator? Co jeśli będzie sprawdzał gdzie wypłacam pieniądze z jego karty. W tej chwili wiedział, że kupiłam ciacho i bilet, co jeśli faktycznie chce mieć cały czas pod kontrolą. Włączyłam go. Od razu rozległ się dźwięk połączenia. Numer prywatny. Wstrzymałam na chwile oddech by potem powoli odebrać. 
               - Halo?- spytałam, spokojnym głosem.
               - Gdzie ty jesteś?! Czekamy na ciebie z ojcem w Szwecji, łap najszybszy lot i przylatuj do nas, rozumiemy się!- krzyknęła kobieta do telefonu.
               - Przepraszam, ale nie rozumiem. Kim pani jest?.-spytałam wstając i udając się na odprawę.
               - Jestem twoją macochą, kochanie.- w jej głosie dało się wyczuć jad.
               - Słucham?- nie wiedziałam co powiedzieć. Mój ojciec się ożenił.. po raz drugi. Dlaczego?
               - Jestem żoną twojego ojca.- odpowiedziała po chwili namysłu
               - A bądź sobie kim chcesz...- podeszłam podając obsłudze bilet, a po chwile udałam się w drugą stronę, by odbyć drugą część odprawy.
               - Świetnie.- powiedziała swoim piskliwym głosem
               - Oh, ale nie rozkazuj mi co mam robić- powiedziałam ustawiając się w kolejce.
               - Mam rozumieć, że przyjedziesz.- westchnęłam ściskając mocniej dłonie. Jak ona może myśleć, że chcę przyjechać do osoby której nie znam. Osoby która już na początku rozmowy wydarła się na mnie jak nikt inny- Ojciec nie byłby zadowolony gdyby dowiedział się, że nie chciałaś przyjechać do mnie na zakupy..- prychnęłam, przekładając telefon do drugiej ręki - Ojciec jest w interesach w Hiszpanii, nie chciałabyś mu przeszkadzać prawda.?
Jedno było pewne muszę od razu po przylocie do Londynu wypłacić całą kasę z konta. Ale przedtem może zadzwonię do ojca, ostatnie co jest mi potrzebne to to by nasłał na mnie policje. Wypłacenie kasy bez jego zgody było by okropnym posunięciem.
               - Przylecę jutro po południo- warknęłam do niej, na co usłyszałam w odwecie cichy śmiech. 
               - Wiedziałam, że będzie dobrze. Do zobaczenia, córko.
Rozłączyłam się, jak ona śmiałą nazwać mnie swoją córką, przecież nawet mnie nie zna, nie wie kim jestem. A co gorszę ja jej nie znam. Pierwsze wrażenie co do mojej mamusi... nadęta baba, która leci tylko na kasę.


              Czekałem aż w końcu samolot wzbije się w powietrze. Leciałem tak gdzie chciałem być. Do Londynu, do Anglii to mojego domu. Do rodziców, do tego co było. Nie wiem gdzie chcieli być chłopacy ale ja chcę być tam gdzie to wszystko się zaczęło. Miejsce obok Louisa to zawsze miejsce, które chciałem zajmować. Zawsze chciałem być najbliżej niego. Podczas każdego wywiadu gdy był dalej ode mnie nie czułem się pewnie. Byłem jak dziecko, które potrzebowało jasnego światła, mocnej dłoni która miała by prowadzić ją po tym dziwnym świecie. Ale teraz, czułem się tak jakby był cały czas oceniany. Te spojrzenia, które udało mi się złapać od chłopaków.. bolały. Czy oni mieli rację? Czy rzeczywiście zniszczyłem to? 
               - Siema Harry!- przywitał mnie z uśmiechem na twarzy. Nikt inny jak Ed. Go jedynego w tej ponurej chwili mogłem nazwać przyjacielem. On też dorósł ale w odróżnieniu od Louisa wciąż o mnie dbał.
                - Cześć Ed.- odpowiedziałem mu z uśmiechem, przybijając z nim niezgrabną piątkę
               - Co jest?- zapytał.- Wiem nie moja sprawa, ale wiesz, wypada zapytać.- puścił mi oczko i bacznie przyglądał się chłopakom.
               - Nie chcesz wiedzieć..- powiedziałem spoglądając na Louisa.
               - Nie powiesz mi?- prychnął.- Nie ma mowy, jestem twoim przyjacielem od dawna.- Dodał.
               - Po prostu dorośli.- mruknąłem cicho.
               - Zamknij się.- Warknął Louis zamykając oczy. Miałem nadzieje, że to co powiedział Ed i to co powiedziałem ja chodź troszkę go zaboli. Chciałem mu pokazać, że mam innych przyjaciół którzy nie ważne co do wieku zawsze chcą mnie zrozumieć i pomóc.
               - Ekhem.- usłyszałem ciche chrząknięcie.- Pójdę już lepiej, bo humory to macie jak na stypie.- powiedział do mnie.- Spotkamy się w Londynie.- dodał, na co uśmiechnąłem się i skinąłem głową.
               - Jesteś głupi.- usłyszałem głos Louisa.- Teraz mnie odtrącasz?.-dodał i spojrzał na mnie swoimi oczami w których zawsze dało się wszystko wyczytać.
               - Daj spokój, Lou.- powiedziałem.- Przez wszystkie te lata nie powiedziałeś do mnie złego słowa a dziś robisz to któryś raz z kolei..
               - Bo się zachowujesz jak gówniarz.- prychnął patrząc mi prosto w oczy.
               - Ja bynajmniej nie zwalam całej winy za popsucie relacji w zespole na osobę dzięki, której cały zespół powstał.- odezwałem się po chwili
               - Zabawne.- powiedziała.- Ale nikt nie powiedział, że dzięki tobie powstał.
               - Nie mówię o sobie, dupo- uniosłem lekko głos.- Mówiłem o Julii.



              Czekanie w banu aż w końcu zostaną mi wypłacone pieniądze było najdłuższą chwilą w moim życiu. Tak się mówi prawda? Rozmowa z ojcem dała mi do myślenia. Pozwolił mi z robić z tymi tysiącami co chcę. Ja sama wiedziałam co chcę zrobić. Odszukać jakieś miasto, wynająć mieszkanie, ukończyć szkołę. Powrót do Liceum będzie trudny. Ostatnia klasa, a co potem? Chwiliowy plan był dobry. Siedziałam w jednym z banków w mieście High Wycombe w hrabstwie Buckinghamshire. Jeśli na prawdę jutro będę chciała polecieć na spotkanie z macochą powinnam dziś załatwić wszystkie pozostałe sprawy. Pracownik banku przyniósł mi papiery do podpisania na której było podane jakiej wielkości jest kwota, którą chcę wypłacić. Ponad 50 tysięcy funtów. Wstrzymałam oddech. Co zrobię z taką kwotę pieniędzy. Przecież nie będę trzymać ich w domu.
               - Oh, przepraszam, ale zmieniłam zdanie.-powiedziałam odsuwając od siebie dokument - Chciałabym założyć konto..
               - Oczywiście.- facet mruknął i podał mi inny dokument - Proszę tu podpisać.
               - Mogę używać karty płatniczej?- spytałam na co pracownik banku posłał mi uśmiech
               - Po kartę proszę się zgłosić do okienka - dodał, na co odwróciłam się w stronę w którą wskazywał.
               - Tak, dziękuję.- Mruknąłem.
 Szłam ulicami miasta, którego nie znałam. Szukając mieszania, coraz bardziej zastanawiałam się nad tym czy nie wrócić do Londynu. Kupiłam gazetę w nadziei, że znajdę jakieś ogłoszenia. Mogłabym kupić cały dom ale nie mam ochoty mieszkać sama w dużym, pustym domu. Po za tym dobrze wiem, że prędzej czy później to pięćdziesiąt tysięcy zniknie, dlatego ważne jest bym znalazła prace.
               - Szukasz mieszania?- przede mną stał młody chłopak, który pracował w barze jako kelner- Dwie przecznice stąd jest mieszkanie do wynajęcia.- powiedział.
               - Och, dzięki.- odpowiedziałam nieco zmieszana
               - Spoko, jak chcesz pójdę tam z tobą- powiedział spokojnie zapisując coś na kartce.- Dwa pokoje, kuchnia, balkon, łazienka.. w dobrej dzielnicy..  trzymaj- podał mi kartkę z numerem telefonu- To numer do agencji nieruchomości zadzwoń i powiedź, że interesuje Cię to mieszanie.
               - Dzięki, z nieba mi spadłeś.- odezwałam się ze sztucznym entuzjazmem.
               - Mi jest miło to słyszeć.- powiedział uśmiechając się do mnie.
               - Chcesz przyjąć ode mnie zamówienie?- zapytałam przeglądając kartę.-Naleśniki z dużą ilością czekolady, do tego słodka herbata.. musi być naprawdę słodka.. ok?
               - Będziesz chodziła do publicznej czy prywatnej szkoły.- odezwał się po chwili podchodząc bliżej.- Ja chodzę do publicznej, ale to naprawdę spoko miejsce.. chodź wiesz nie liczy, że spotkasz tam męża z kupą kasy.
               - Niestety nie szukam męża.- odpowiedziałam lekko zmieszana. Chłopak zaśmiał się na co i ja się uśmiechnęłam- Jeszcze nie wiem do jakiej szkoły się zapiszę.
               - Sądzę jednak, że jest to możliwe.- odezwał się po chwili wciąż z uśmiechem.- No wiesz, że pójdziesz do mojej szkoły.- wyszeptał
               - Możesz jedynie liczyć na to, że od czasu do czasu będziesz przynosił mi do stolika naleśniki..
Chłopak zaśmiał się i odszedł zostawiając mnie w ciszy. Długo nie czekałam, wybrałam numer i umówiłam się na podpisanie umowy.. wiem nawet nie widziałam mieszania ale im gorsze będzie tym lepiej. Ojciec z macochą nie odnajdą mnie za żadne pieniądze. 


Cześć. No to za nami pierwszy rozdział. Wiem, że jest dość chaotyczny ale to do Was należy ocena go. Czekam na jakieś komentarze ale w między czasie zaczynam pisać rozdział 2.
Pozdrawiam Marta.

3 komentarze:

  1. Meega <3
    Cieszę się, że nadal piszesz i mów sb co tam chcesz ale mi się podoba i to bardzo ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział świetny :)
    I bardzo cieszę się na kontynuację :) Czekam z niecierpliwością na następny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy blog o Melodii istnieje? Jeśli tak to proszę podaj mi link. Strasznie podobała mi się tamta historia i chciałabym wiedzieć c o było dalej. A rozdział świetny:)@JaKanapkaNialla

    OdpowiedzUsuń